Regionalista, działacz samorządowy i sportowy, krwiodawca. Społecznik zakochany w Gliwicach.
Urodził się 64 lata temu na pograniczu Śląska i świętokrzyskiego. Szybko się usamodzielnił. Będąc nastolatkiem, postanowił, że będzie się uczył w technikum samochodowym w Gliwicach i od tamtej chwili związany jest z naszym miastem. Z sentymentem wspomina czasy szkolne. Po maturze rozpoczął pracę jako kontroler techniczny w nieistniejącym dziś Wojewódzkim Przedsiębiorstwie Handlu Wewnętrznego. Potem krótko zatrudniony był w Bumarze, z którego został oddelegowany do Związku Socjalistycznej Młodzieży Polskiej.
– Dziś wiele osób nie przyznaje się do tego, że działało w ZSMP. Ja nie mam z tym problemu. Działałem najpierw w szkolnym samorządzie, potem w Związku Młodzieży Socjalistycznej, a po przekształceniu – w ZSMP. Przede wszystkim pomagaliśmy młodym ludziom – opowiada.
Kolejny etap jego zawodowego życia to praca w Warszawie, w resorcie bezpieczeństwa. W tamtym okresie uzupełnił wykształcenie, skończył wyższą uczelnię. Pod koniec lat 80. wrócił do Gliwic i, jak mówi, zaczął się uczyć kapitalizmu, założył firmę ochroniarską. Niestety, wielu jego partnerów biznesowych zaczęło mieć kłopoty finansowe, które dotknęły również jego.
– Firmy przestały płacić – wspomina. – Na szczęście jakoś wybrnąłem z tych kłopotów. Dziś zajmuję się usługami doradczymi z zakresu ochrony osób i mienia. Prowadzę szkolenia, mam też uprawnienia detektywistyczne.
Na początku lat 90. zaangażował się w działalność samorządową i przez cztery lata był gliwickim radnym. Pełnił funkcję przewodniczącego komisji promocji i rozwoju miasta, był wiceszefem komisji rewizyjnej. Równolegle zaczął działać w powstałym w 1961 r. Towarzystwie Przyjaciół Gliwic (potem Towarzystwo Przyjaciół Ziemi Gliwickiej, dziś Stowarzyszenie Przyjaciół Ziemi Gliwickiej). W 2000 powierzono mu funkcję prezesa. Na pewien czas oddał schedę, po kilku latach ponownie przejął władzę w SPZG.
Współpracownicy mówią, że jest bardzo koleżeński i zaangażowany w to, co robi.
Udziela się jako działacz sportowy. Ma licencję sędziego w modelarstwie lotniczym i kosmicznym.
Regionalista, któremu na sercu leży dobro miasta i naszego regionu. Wyróżniony najwyższym odznaczeniem – im. Aleksandra Patkowskiego, który nadała mu Rada Krajowa Ruchu Stowarzyszeń Regionalnych RP.
O sobie mówi, że jest uparty i jak coś postanowi, trudno go od tego odwieść. – Ponad wszystko cenię sobie niezależność – zapewnia.
Uwielbia podróże, te duże i te małe: po Polsce, ale też po Stanach Zjednoczonych i Bahrajnie, gdzie mieszkają jego córki.
Poznajcie miejsca ważne w Gliwicach dla Kazimierza Szymańskiego, prezesa Stowarzyszenia Przyjaciół Ziemi Gliwickiej.
Budynek dawnego technikum samochodowego przy ul. Wieczorka (dziś Siemińskiego). – Nauka w tej szkole to jeden z najciekawszych okresów w moim życiu – podkreśla. – Popołudniami pracowałem, bo z czegoś musiałem się utrzymać. Nosiłem węgiel starszym ludziom, rozładowywałem wagony. Szkoła życia. W technikum zrodziła się też wielka miłość do gór. Zaraził mnie nią mój matematyk, pan Stefan Konieczny, pasjonat Sudetów, z którym niemal co weekend wyjeżdżaliśmy na górskie wycieczki. Z tamtego okresu pozostały trwałe przyjaźnie, utrzymywane do dziś. Organizujemy cykliczne spotkania.
Internat przy ul. Barlickiego. Bliskie sąsiedztwo parku Chopina, ścisłe centrum miasta. – Tak naprawdę to był przez kilka lat mój dom. Stąd miałem blisko do Naftówy, czyli piwiarni przy ul. Kłodnickiej, w której od czasu do czasu raczyłem się z kolegami złocistym napojem – śmieje się. – Piękne czasy.
Stowarzyszenie Przyjaciół Ziemi Gliwickiej. W tej organizacji działa już ponad ćwierć wieku. – Naszym celem jest dokumentowanie historii Gliwic. Robimy to poprzez „Zeszyty Gliwickie”. Kiedyś było nam dużo łatwiej. Mieliśmy swój majątek, prowadziliśmy działalność gospodarczą, pomagało nam miasto. Mogliśmy organizować szereg imprez, w tym nasze sztandarowe przedsięwzięcie – Gliwicką Wiosnę. Teraz jest dużo trudniej pozyskać pieniądze i nasza aktywność jest przez to mniejsza. Nie poddajemy się jednak i dalej staramy pracować na rzecz naszych kochanych Gliwic.
Dom rodzinny. Kamienica przy ul. Korfantego. – Świetnie się tam mieszka. Wszystko na wyciągnięcie ręki. Blisko rynku, obok plac Mickiewicza. Zielono.
Spacerował: Andrzej Sługocki
Fotografował: Michał Buksa